Ładowanie…

Oskarżenia o plagiat we współczesnych mediach

Plagiat to publikacja fragmentu cudzego dzieła bez podania źródła i zaznaczenia, że jest to cytat. Takie działanie jest niezgodne z prawem większości krajów świata, ponieważ narusza własność intelektualną. Nie zawsze jednak da się precyzyjnie określić, czy dane zapożyczenie jest plagiatem czy nie, ponieważ pewne cytaty można wpleść nieświadomie. Dodatkowo, rozwój ludzkości w sferze intelektualnej opiera się o poszerzanie osiągnięć poprzedników, co niejako zmusza nowe pokolenia do czerpania z twórczości innych. Żeby zapożyczenie zakwalifikować jako plagiat, musi ono być oczywiście świadome, a to nie zawsze da się udowodnić.
Jedną z głośniejszych spraw plagiatowych ostatnich lat jest oskarżenie o niezgodne z prawem zapożyczenie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Sumliński to polski dziennikarz i publicysta, znany min. z książek „Kto naprawdę go zabił?” o morderstwie bł. ks. Jerzego Popiełuszki i „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” o powiązaniach byłego prezydenta z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, a także pracy dla takich tytułów jak „Wprost” czy „Gazeta Polska”. W styczniu 2016 r. Jakub Korus oskarżył Wojciecha Sumlińskiego na łamach Newsweeka o popełnienie plagiatu w książce o prezydencie Komorowskim. Oskarżenie dotyczyło tzw. kryptoplagiatu – rzekomego bardzo szerokiego parafrazowania. Korus zwrócił min. uwagę na fakt, że w książce Wojciecha Sumlińskiego kilka razy pojawia się (podczas określania ilości kawy) słowo „galon”, oznaczające jednostkę niebędącą w powszechnym użyciu w Polsce. To oraz inne słowa mają rzekomo dowodzić, iż dziennikarz cytował, z drobnymi zmianami, książki Raymonda Chandlera, Alistaira MacLeana, Mitcha Alboma, Paulo Coelho i Johna Steinbecka bez podania źródła, a zatem dopuścił się ukrytego plagiatu. Sam Wojciech Sumliński odniósł się do oskarżenia, tłumacząc, że wzorowanie się na klasykach nie jest niczym złym, a pewne wyrażenia po prostu mocno wbiły mu się w pamięć więc ich użył. Nie uważa jednak swojej pracy za plagiat, ponieważ, jak twierdzi, wypracował własny, niepowtarzalny styl zupełnie różny od Chandlera czy MacLeana. Wojciech Sumliński pisze bowiem literaturę faktu, a nie, jak wymienieni wyżej autorzy, powieści fikcyjne. Powyższa sprawa nie jest pierwszym kłopotem dziennikarza z prawem – w 2008 r. Wojciech Sumliński został aresztowany w związku z tzw. „Aferą Marszałkową”. Dziennikarzowi postawiono zarzut płatnej protekcji podczas likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Przeciwko Sumlińskiemu zeznawał ppłk Leszek Tobiasz, były oficer WSI, o którego związkach z ówczesnym marszałkiem sejmu Bronisławem Komorowskim Sumliński bardzo dużo pisał. Ostatecznie, w grudniu 2015 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy – Woli uniewinnił publicystę od stawianych mu zarzutów.
Jak więc widać, świat mediów posiada swoją ciemną stronę, pełną wzajemnych oskarżeń i nie do końca czystych interesów. Oskarżenie o plagiat jest niezwykle ciężkim zarzutem, dlatego należy dysponować niezbitymi dowodami, aby kogoś o to posądzać. Wojciech Sumliński, wydając w roku wyborów książkę atakującą walczącego o reelekcję prezydenta, ustawił się „na linii ognia” publicystów ze środowisk popierających ówczesną władzę. Dlatego jego zapożyczanie z klasyków kryminału, niezależnie od tego, czy było plagiatem czy nie, musiało zostać zauważone i stać się podstawą do wysnucia ciężkiego oskarżenia. W tej sytuacji pozostaje jedynie czekać i mieć nadzieję, że kiedyś dowiemy się, jaka była prawda.

Dodaj komentarz